Jaki koszmar i jednocześnie sen na jawie przeżywał Stephen King?
Od młodych lat był szanowanym, sławnym pisarzem, który miał na swoim koncie już kilka ekranizacji. To jednak była fasada, za którą skrywał się cień uzależnienia i niemocy. Pił odkąd pamięta, tak samo jak pisał. Pisał, kiedy pił i pił, kiedy pisał. Mówił, że był w stanie wypić 12 piw podczas jednego posiedzenia przy maszynie do pisania. Alkohol towarzyszył mu od zawsze, jednak problem nasilił się, kiedy Stephen King dostał zastrzyk gotówki po pierwszych bestsellerach. Pewnego razu wybrał się na spotkanie autorskie w miejscowej bibliotece. Był wtedy w cugu alkoholowym, na kacu, ale mimo wszystko postanowił się pojawić. Wiedział, że czekają na niego dziesiątki ludzi. Przyszedł chwiejąc się na nogach i przemawiał niezrozumiałym bełkotem, co zniechęciło widzów i w efekcie prawie wszyscy wynieśli się stamtąd zawiedzeni i zniesmaczeni. Stephen King nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Był zbyt pijany, żeby zrobiło to na nim wrażenie; po prostu wrócił do domu, a wieść o jego wyczynie rozniosła się szybko w postaci plotek.
Dla pisarza takiego jak Stephen King najlepszym terapeutą jest on sam i wypełnione tekstem kartki. Terapia polega na wypisaniu swoich grzechów i stworzeniu z nich jak najprawdziwszej historii. Stephen King zdawał sobie sprawę ze swojego problemu, lecz był on już na tyle duży, że ciężko było z tym skończyć. Skorzystał zatem z auto-terapii i napisał książkę pod tytułem „The Shining” („Lśnienie”). Za jej pomocą poukładał sobie w głowie pewne sprawy, co – być może – przyczyniło się do późniejszego skończenia z nałogiem.
Książka opowiada o pisarzu z problemami finansowymi, który dostaje propozycję przezimowania w hotelu Panorama w charakterze dozorcy pilnującego całego dobytku – w tym sprawującego pieczę nad rurami, podatnymi na zimno i całym wnętrzem hotelu. Jack Torrance był alkoholikiem. Pewnego razu w przejawie złości złamał synowi rękę uderzając go z twardego przedmiotu po tym jak mały Danny zniszczył jego maszynopis. Pewnej nocy jadąc ze swoim kumplem – kompletnie pijani – potrącili motocyklistę, który wpadł do rowu. Obaj wysiedli pewni, że popełnili morderstwo, ale nigdzie nie mogli znaleźć ciała. Od tamtego czasu przestali pić i właśnie w tym tkwi całe zło Lśnienia. Po odstawieniu alkoholu człowiek dziczeje. Jack ssał mocne leki starając się tym dostarczyć kubkom smakowym goryczy, którą kiedyś dostarczał mu alkohol, jednak to nie pomagało.
Może właśnie tego Stephen King bał się najbardziej – że dostanie paranoi. Co ostatecznie się stało? Jak zakończyła się historia jego nałogu i dlaczego pomogła w tym wielka miłość do rodziny? O tym dowiesz się Czytelniku w moich kolejnych wpisach. Wyczekuj ich z niecierpliwością.